Saint Lilith |
Wysłany: Czw 18:03, 16 Sie 2007 Temat postu: Wspólne dzieło |
|
Mam zaszczyt przedstawić Wam wspólne dzieło moje i mojego młodszego braciszka. Ja miałam wtedy dziesięć lat i wszystko spisywałam, on miał sześć i dorzucał pomysły.
(Brakuje bodajże jednego akapitu, ale to było coś w stylu "Żyli długo i szczęśliwie")
Radzę usiąść
"Marek i jego gwarek"
W pewnej niewielkiej miejscowości mieszkał chłopiec o imieniu Marek.
Pewnego dnia, tak jak zwykle, zrobił sobie herbatę i wziął się do lekcji. Właśnie próbował rozwiązać bardzo trudne zadanie z matematyki, gdy nagle usłyszał trzepot skrzydeł i... na jego biurku przycupnął czarny ptak podobny do szpaka. Przedreptał szybko kilka kroków, wsadził dziób do filiżanki z herbatą, siorbnął głośno i zaskrzeczał:
- „Halou?”
Przerażony Marek zaczął krzyczeć, a ptaszek z żółtą naroślą na łebku mu zawtórował. Na
te krzyki do pokoju wpadła mama chłopca.
- Co tu się dzieje? Skąd tu się wziął ten gwarek?
- Mamusiu, on sam tu wleciał. Mamusiu, ratuj!
Po chwili ptak zaczął przedrzeźniać Marka i skubać okładkę podręcznika. Tego mama chłopca nie wytrzymała. Poszła do piwnicy i zabrała stamtąd starą klatkę. Kiedy tylko weszła do pokoju syna, prawie natychmiast złapała gwarka i wcisnęła go do klatki. Rozbójnik, jakby nigdy nic, zaczął czyścić pióra, a Marek napełnił pojemniczki na jedzenie i wodę. Wstawił mu też miskę z wodą aby ptak mógł się kąpać.
Chłopiec, gdy tylko wracał ze szkoły, pędził do klatki i rozmawiał z nowym kolegą, a tymczasem jego tata rozwieszał ogłoszenia informujące o znalezieniu gwarka. A ponieważ w ciągu dwóch tygodni nikt się nie zgłaszał, ptaszek został już na dobre w domu, do którego wleciał przez otwarte okno.
Kilkanaście dni później Bonzo, bo tak ptaka nazwał Marek, był już zupełnie oswojony. Nauczył się nie gadać bez potrzeby, co bardzo ucieszyło chłopca i jego rodziców, a także nie wyłazić w nocy z klatki po to, by wyjadać zapasy słodyczy swojego właściciela.
Mama bardzo dziwiła się, że ten śmieszny ptak mówi lepiej od jej syna, a nawet pomaga mu odrabiać prace domowe. Całymi dniami dzwoniła do znajomych w tej dość osobliwej sprawie, a tymczasem Marek i jego gwarek chodzili razem na spacery.
Właśnie podczas jednego z takich spacerów po lesie dwojga towarzyszy zaskoczył deszcz.
Zanim zdołali się schronić w domu, obydwoje przemokli do suchej nitki. Pomimo natychmiastowej pomocy mamy, Marek przeziębił się i musiał leżeć w łóżku. Tata kupił mu syrop na kaszel, a chłopiec przyrzekł, że będzie go pił codziennie bez pomocy (zawsze rodzice podawali mu wszelkie obrzydliwe syropy doustnie, ale teraz dostał wyjątkowo smaczny, więc nie próbował się bronić).
Następnego ranka Marek, zaraz po śniadaniu, wypił porządny łyk syropu i zasnął. Tymczasem Bonzo zaczął się nudzić. Dziobem otworzył klatkę i wybrał się na spacer po pokoju. Natrafiwszy na otwartą butelkę z lekiem wsadził dziób do środka. Jak zrobił to, że wypił wszystko, pozostanie już chyba jego tajemnicą. Po chwili gwarek zatoczył się i spadł z nocnej szafki na łóżko, gdzie drzemał jego kolega, i zasnął.
Marka obudziło chrapanie. Otworzył oczy i zobaczył, że obok, na poduszce, śpi na plecach czarne ptaszysko, którego „warczenie” postawiło go na nogi.
- Bonzo? Bonzo! Bonzuniu – chłopak zaczął potrząsać gwarkiem - obudź się!
- „Aaaa! Ratunku! Pomocy... Yp!” – ptak zaczął się drzeć wniebogłosy, ale zaczęła
przeszkadzać mu czkawka, która zaniepokoiła jego właściciela. Zawołał rodziców, którzy jednogłośnie stwierdzili, że jest pijany. Mama przeczytała skład syropu i zaczęła się śmiać:
- Co za historia! „Uwaga! Zawiera alkohol” On upił się syropem!
- Ale... Bonzo! Co ci strzeliło do głowy?! – zapiszczał Marek.
- „Na lewo most, na prawo most... Yp!”– gwarek zaczął podśpiewywać – „A środkiem Wisła płynie! Yp! Tra la la... Yp! La, la, la, tra la... Yp! Yp!”
Rodzice patrzyli na siebie przez chwilę bardzo poważnym wzrokiem i nagle, jednocześnie, wybuchnęli śmiechem. |
|